Co powoduje, że korespondencja jest czymś więcej niż tylko dokumentem dla badaczy literatury? Trudne do opisania porozumienie i wspólnota poglądów.
Spotkali się tylko raz, na przełomie 1947 i 1948 roku. Do śmierci Bobkowskiego wymienili zaledwie kilkanaście listów. Przyjaźń, która ich łączyła, nie była szczególnie intensywna. A mimo to istniało między nimi jakieś trudne do opisania porozumienie, wspólnota poglądów, która powoduje, że ich korespondencja jest czymś więcej niż tylko dokumentem dla badaczy literatury. Jest mianowicie dokumentem egzystencjalnym, historią o trudnym losie pisarza.
Bobkowski unikał zresztą słowa „pisarz”. Uważał, że na nie nie zasługuje. Esej, reportaż, którymi się zajmował, nie były w jego pojęciu literaturą pełnowartościową. Po jego śmierci pisała o tym także Barbara Bobkowska. Płytę nagrobną męża opisywała Terleckim tak: „Nie dałam po namyśle słowa »pisarz «, bo czułam, że by mnie Jędrek za to nabeształ”.
Listy wymieniane między Londynem a Gwatemalą mówią wiele o rozterkach emigracyjnych. Bobkowski opuścił Europę, bo było mu w niej za ciasno. Uważał też, że kontynent nigdy już nie będzie odgrywać takiej roli, jaką odgrywał przed wojną. Tuż po wyzwoleniu Bobkowski publikował, dopóki było to możliwe, w kraju, przede wszystkim w "Twórczości" Kazimierza Wyki i "Nowinach Literackich" Jarosława Iwaszkiewicza, ale później, nawet po 1956 r., a więc w czasach względnej swobody, był krytyczny wobec pisania w czasopismach krajowych. Ostro oceniał np. pobyt w kraju Melchiora Wańkowicza latem i jesienią 1956 r.:
"Gdy reżim robi wszystko, aby zatrzeć wszelkie linie podziału (...) tego - moim zdaniem - nie wolno wprost robić. (...) Teraz oni udają, że zależy im na obaleniu kurtyny, a w gruncie rzeczy chcą stworzyć między liniami jakieś pola elizejskie, na których będą się snuć cienie Wańkowicza, Kossak-Szczuckiej, Kuncewiczowej, wszystkich tych, którzy się godzą na druk w kraju bez żadnych warunków".
Jeśli te listy są także poruszającym dokumentem egzystencjalnym, to ze względu na opis choroby nowotworowej, która trawiła pisarza przez kilka lat. Ostatni list o chorobie nie mówi, ale jest wspomnieniem dzieciństwa i młodości, niby-testamentem.
Listy ujawniają jeszcze jedno oblicze Bobkowskiego z lat najwcześniejszych, to jest młodego chłopca, studenta Szkoły Głównej Handlowej, siostrzeńca Juliusza Osterwy, obserwatora prac legendarnego reżysera Mieczysława Limanowskiego, ideologa „Reduty”. Tamte dzieje wspominał z właściwym sobie sarkastycznym humorem:
„Całymi okresami rosłem przy »Reducie «, a raczej wprost w »Reducie «. (...) Julek byłby może inny, byłby może nie odpychał (...) gdyby nie ten gówniarz Limanowski, stary Liman. Julek ulegał mu w sposób zupełnie niezrozumiały i pamiętam, jak raz powiedziałem mu otwarcie: »Ten błazen jest dla ciebie, wujciu, tym samym, czym był ten Al Capone Towiański dla Mickiewicza «"
W książce znajdujemy także listy żony pisane już po jego śmierci w 1961 r. Są niezwykłym świadectwem zmagań wdowy z codzienną samotnością, mówią o najprostszych trudnościach z utrzymaniem się na dalekiej emigracji, z dala od najuboższego choćby środowiska polskiego. Ale może jeszcze więcej mówią o dochowywaniu wierności dziełu Bobkowskiego. Barbara Bobkowska starała się bowiem chronić wszystko, co po mężu pozostało, służyła Terleckiemu, który pisał o Bobkowskim duży wspomnieniowy tekst, pomocą w wyjaśnianiu najdrobniejszych kwestii biograficznych, starała się także o pośmiertne książkowe wydanie tekstów męża w paryskiej "Kulturze", w której ukazywała się większość jego tekstów. Pisała do Terleckiego z gorzką rezygnacją: "Zdaję sobie sprawę, że rzeczy Jędrka rozsypane muszą pójść w zapomnienie, bo któż je odnajdzie, młodsi ludzie już go nie znają". W roku 1970 Jerzy Giedroyc wydał jednak tom Bobkowskiego.
Bobkowska tłumaczyła na hiszpański fragmenty tekstów męża, nie licząc na ich wydanie, ale po to po prostu, żeby kilku jego najbliższych przyjaciół, dla których Bobkowski był przede wszystkim pełnym pasji właścicielem sklepiku z modelami samolotów, poznało go także jako pisarza właśnie.
Ta książka jest ważnym dopełnieniem znanej korespondencji z Giedroyciem lub Iwaszkiewiczem. Może być jednak także opowieścią o zmaganiu się z chorobą i o bolesnej, ale prawdziwej egzystencji na poboczach wielkiego świata, która zakończyła się - różnie to można oceniać - porażką, bo Bobkowski mógłby stworzyć jeszcze wiele więcej, albo zwycięstwem, bo pisarz dochował wierności swoim trudnym wyborom.